żyłam w przekonaniu,
że moje zdolności manualne
są na dobrym poziomie.
aż do dziś.
walka była zacięta.
łatwo się nie poddaję.
cel: piękna, pastelowa, mulinowa bransoleta.
podejść dwadzieścia cztery.
za dwudziestym piątym
powstał mulinowy warkocz.
też ładny.
suma sumarum.
ja : mulina
0 : 1
ale walczyć z muliną będę dalej.
nie poddam się!
:)
ale walczyć z muliną będę dalej.
nie poddam się!
:)
świetne są *.* :D zapraszam do siebie i obserwuję ;D
OdpowiedzUsuńAż tak źle było ? Wyszło pięknie i prosto :)
OdpowiedzUsuńoj było ;) ale będzie lepiej!
UsuńWyglądają pięknie, szczególnie ich kolorystyka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;)
genialne! <3
OdpowiedzUsuńZparaszam do siebie :)
Świetnie wyszło! ;-)
OdpowiedzUsuńObserwuję.
akurat mam spory zapas muliny u siebie wiec nie obrazisz się chyba jeśli skorzystam z tej inspiracji?:P pozdrawiam i zapraszam do siebie:)
OdpowiedzUsuńskąd! czekam na efekty! :)
UsuńKiedyś zaplatałam taką bransoletkę bardziej skomplikowaną. Miałą z 1cm grubości i udało mi się dotrzeć do połowy. Cała mi się poskręcała i dałam sobie spokój :)
OdpowiedzUsuńmoja również miała być bardziej skomplikowana, ale skręty i skrzywienia mnie przerosły :( ale... nie poddam się ;)
UsuńTeż kiedyś takie robiłam. :D
OdpowiedzUsuńtak samo kiedyś robiłam ;)
OdpowiedzUsuńwspaniały blog oczywiście obserwuje i zapraszam do mnie ;)
genialne są takie bransoletki :)
OdpowiedzUsuń