sobota, 7 lipca 2012

moje euro


podsumowanie? miało być wcześniej.
nieco opadły euro-emocje. 
ale dopiero dzisiaj



Opadły na poczet Radwańskiej i Siatkarzy. Pokazali dziś klasę. Ale przecież nie o nich miało być. Miało być o Euro. Bo w sumie za siatką nie przepadam, za tenisem również. Ale kibicuję. W sumie, za piłką nożną też nie przepadałam. Ale kibicowałam. A teraz przepadam. I kibicuje dalej. Ale o tym za chwilę.

Zaczęło się dawno, bardzo dawno. Zasłyszane gdzieś w radiu informacje o tym, że całe to Euro ma odbyć się w Polsce, i na Ukrainie. Szok! Radość. Ale radość na chwilę, bo zaraz spadłam na ziemię i pomyślałam, że to udać się nie może. Zawsze się staramy, i zawsze wychodzi jak zawsze. A tu nie zawsze!

Przygotowania do Euro, cała ta otoczka, afery, plany i ich realizacja - po prostu mnie dobijały. A fe! Słyszeć po kilkadziesiąt razy dziennie o tym, że tej autostrady nie skończą, a tej drogi budować nie będą, a z tamtym stadionem jest coś nie tak, a tym człowiekiem siak. Media nie dały nam zapomnieć, nawet na chwilę, o Euro. A zegar na Grochowie nieubłaganie odmierzał czas. Zerkałam na niego ukradkiem i uświadamiałam sobie, że nie jest to taki zwykły zegar. Bo nie pokazywał tylko tego, że za 100 czy 5 dni rozpoczniemy wielkie wydarzenie sportowe. Pokazywał, że za tyle a tyle dni rozstrzygnie się Nasze być albo nie być. Nasze, a nie tylko Naszej Kadry. Nasze - Polaków. A gdy ów zegar pokazał, że  nie zostało już nic, powzięłam pewne postanowienia.

Hmm... Z postanowieniami bywa różnie, wiadomo. Wiele razy postanowiłam sobie wiele rzeczy, i wiele razy obietnic nie dotrzymałam. No ale... Postanowiłam spróbować. Postanowiłam śledzić poczynania polskich piłkarzy i dotrzeć z nimi do finału :D Raczej odpadały wszystkie inne mecze. I tak zastanawiało mnie czy nie zanudzę się oglądając przez 90 minut (nawet wiedziałam że 90min lol) biegających w te i we wte facetów, no ale postanowiłam.

Euro mnie zaskoczyło. Z dnia na dzień okazało się, że wszystko co miało być konieczne - zostało zrobione. To cud, zważając na wcześniejsze spekulacje. Tak! Wczoraj nie było już nic, a dziś jest wszystko. I kiedy nadszedł ten wielki dzień, wyczekując z niecierpliwością inauguracji, spodziewałam się wszystkiego. Ale chyba nie spodziewałam się tego, co nastąpiło później. 

Właściwie mało z tego, czego się spodziewałam - spełniło się. Bo w sumie stało się to, czego się nie spodziewałam. Przede wszystkim - obejrzałam ten pierwszy mecz i stwierdziłam, że mi się podobało :D hah w co nie mogłam do końca uwierzyć. Potem już poleciało. Wyczekiwałam każdego spotkania, czasem zahaczając nawet o powtórki. Zaliczyłam zdecydowaną większość fazy grupowej, a w dalszych rozstrzygnięciach - wszystko. Nauczyłam się składu Kadry polskiej na pamięć, zapamiętywałam graczy poszczególnych drużyn, śledziłam spotkania z zapartym tchem, komentowałam, skakałam z radości, zaciskałam pięści z nerwów,  pojęłam nawet co to spalony! Wszyscy się dziwili, że ja, która futbolem się nigdy na dobrą sprawę nie interesowała, stała się jego wielką fanką. Stało się, wpadłam w piłkoszał. I nie było ucieczki.

Ale ja wcale nie chciałam uciekać. Bo te emocje były tak wielkie, wciągające. Chciałam, żeby Euro trwało dłużej. Żeby się nie kończyło. Bo się okazało, że nasza Drużyna Narodowa to nie tylko Kadra. To też My - Kibice, Polacy. Okazało się, że nie jest tak źle z nami. Okazało się, że jesteśmy silni, nawet jeśli nie wygrywamy. No ale, moim zdaniem wygraliśmy. Może nie medalowo, choć za takie emocje medal Nam się należy! Wygraliśmy Euro. Pokazaliśmy, że to nasze "być". A ja mogę sobie dopisać w zainteresowaniach na fejsbuku - "futbol" :D 

Było naprawdę spoko.